Jak się juz domysliliscie mam dla was One Shota jednak nie takiego zwykłego.
Zostałam poproszona o nawiązanie współpracy przez moja kochana Ivy i nie moglami odmówić. Tak wiec posatnowilysmy razem napisać tego One Shota . Mam nadzieje ze wam sie podoba a tutaj macie Link.
http://rehabilitation-by-avengers.blogspot.com/?m=1
Napiszcie w komentarzu czy wam się podoba i czy chcielibyście więcej tego typu One Shotów.
*Wstęp*
Grudzień
nawiedził Nowy York, a w raz z porą roku, nadszedł śnieg. Biały puch
pokrywał ulice miasta. Dzieci i nastolatki cieszyły się tym, gdyż mieli
okazję do zabawy. Mogli jeździć na sankach, albo wywoływać wojny na
śnieżki. Niestety dorosłym nie za bardzo się to uśmiechało. Śniegu było
tak dużo, że spowalniał ruch na ulicach, lub często padali ofiarą
dziecinnych zabaw. Jednak nie mogli się długo wściekać. Była zima, a
wraz z nią ferie... lecz to nie było wszystko. Otóż zbliżały się święta
Bożego Narodzenia. Czas prezentów, spędzania czasu z bliskimi, chodzenia
do kościoła i innych tego typu rzeczy. Nawet super bohaterowi i łotry
(Hipotetycznie rzecz biorąc...) postanowili "zakopać" topór wojenny na
okres świąt.
W miejscu
zwanym Avengers Tower trwały przygotowania, do tego święta. A wszystko
dzięki Tony'emu Starkowi, który załatwił wszystko. Od największej
choinki, jaka była w mieście dostępna, po świąteczne ozdoby i potrawy na
ten wieczór. Jednak wszyscy Avengersi przygotowywali wierzę. A
najbardziej zaangażował się Tony Stark. W sumie miał ku temu powody. Nie
dość, że spędzi je z Pepper Pots, to jeszcze otrzymał telefon z wieścią
o tym, że jego najukochańsza siostrzenica, przyjeżdża na święta w tym
roku i zostaje na sylwester. Dlatego wg. niego wszystko miało być
dopięte na ostatni guziczek.
Niestety
nie wszystkim uśmiechały się te święta. Najmłodsza z Avengersów, Ivy
Stone... nie miała lekko. Po pierwsze próbowała się dodzwonić do swego
ojca, który albo nie odbierał, albo jak już odebrał, to zbywał ją
mówiąc, że nie miał czasu. Jednak poinformował ją, że na imprezę u
Starka to przyjdzie na pewno. Jednakże to tylko część problemów. Od pół
roku chodziła z nie jakim Thomas'em Bernersem. Przez pierwszy miesiąc
związku, była szczęśliwa, ale z upływem czasu... coś się zaczęło psuć.
Teraz dziewczyna zastanawia się, co będzie z jej związkiem. Zwłaszcza po
tym, że facet ponownie ją zbył i wymigał się od imprezy ze swoją
ukochaną.
Jednak Stone nie miała pojęcia, że pewna osoba, wywróci jej dotychczasowe życie do góry nogami.
*Paula*
Już
od samego rana biegam po całym domu i się pakuję,a to zapomniałam
kosmetyczki a to ładowarki do telefonu. No poprostu ja dzisiaj nie mogę
normalnie funkcjonować tak bardzo jestem tym wszystkim podniecona. Tak
dawno nie spędzaliśmy wszyscy razem wigilii.
Podobno ma być też córka Furego . Tak Fury ma córkę .
Mózg rozjebany?? Bo mój tak .
Mam nadzieję że będzie jakaś w miarę normalna i będzie można z nią normalnie porozmawiać.
Spakowałam jeszcze tylko prezenty dla wszystkich do oddzielnej walizki i ruszyłam.
W przedpokoju jeszcze zatrzymała mnie Babcia.Tak moja kochana babcia.
-Oj moja kochana chodź się przytul -powiedziała i przytuliła mnie na pożegnanie.
-Badź tam grzeczna -powiedziała a ja w tym momencie oderwałam się od niej i spojrzałam na nią zdziwiona.
-Babciu chciałaś chyba powiedzieć żebym przypilnowała Tonego żeby był grzeczny -zaśmiałam się
-Tak
to też,a teraz leć bo Howard na ciebie czeka w
samochodzie-poinformowała mnie a ja tylko pocałowałam ją w jej
zmarszczony policzek i ruszyłam z dwiema walizkami w stronę dziadka
czekającego na mnie w samochodzie.
-Co tak długo??-zapytał się uśmiechnięty jak zawsze dziadek.
-Babcia przekazywała mi instrukcje jak pilnować waszego syna-zaśmiałam się a dziadek razem ze mną.
Razem zapakowaliśmy walizki do bagażnika i ruszyliśmy na lotnisko.
Po 15 minutach drogi dotarliśmy na miejsce,tam rozstałam się z dziadkiem i ruszyłam w stronę odprawy.
Nagle usłyszałam mój telefon który grał piosenkę
Fight Song .
Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam duży napis Tony.Szybko nacisnełam zieloną słuchawkę by odebrać i zaczełam z nim rozmowę.
-Halo?-zapytałam do telefonu
-Kopyta ci walą-nagle usłyszałam Tonego no proszę zaczyna się
-Mam się rozłączyć??-zapytałam
-Nie no przepraszam...-odpowiedział powstrzymując się od śmiechu.
-Po co dzwonisz?-zadałam kolejne pytanie
-Chciałem
się dowiedzieć czy jesteś już na lotnisku lub w samolocie i za ile
będziesz.-gdy to powiedział do głowy wpadł mi iście szatański plan.
-Yyyyy...Tony...-powiedziałam smutnym głosem
-Tak?-zapytał
-No
bo tak naprawdę wszystkie loty zostały odwołane z powodu śnieżycy i
zostały przeniesione na jutro.-powiedziałam ale usłyszałam tylko głuchą
ciszę.
-Halo??Tony jesteś tam-zapytałam
-ALE JAK TO NIE
PRZYJEDZIESZ DZISIAJ?!!!!PRZECIEŻ JEST WIGILIA !!!!- krzyknał mi do ucha
tak że przez minute musiałam mieć telefon przy drugim uchu bo na to nie
słyszałam .
- ja nic nie poradzę przykro mi-powiedziałam i się rozłaczyłam.
Jestem ciekawa ich min jak mnie zobaczą. Nie zwlekając dłużej ruszyłam w stronę odprawy.
Po
3 godzinach lotu wyszłam wreszcie na ulice Nowego Yorku. Zaciągnełam
się tutejszym powietrzem i poczułam się jak 7 lat temu. Tak Nowy York to
zdecydowanie mój dom.
Nie myśląc o tym dłużej jak najszybciej złapałam taksówkę i wsiadłam do niej.
-Do Stark Tower proszę -powiedziałam do taksówkarz który następnie ruszył.
Po
10 minutach drogi zapłaciłam miłemu taksówkarzowi i wyszłam z pojazdu a
moim oczom ukazał się wielki wieżowiec Stark Tower. Tak to zdecydowanie
jest moje dzieciństwo. Podeszłam do drzwi gdzie obok nich znjadował się
wielki domofon z co najmniej 70 guzikami. Wcisnełam guzik z napisem
Rezydencja Tonego Starka i zaczełam czekać aż ktoś odbierze.
-Tak??-nagle usyłszałam dobrze mi znany męski głos.
-Dzień Dobry ja przyszedłem w sprawie tych zepsutych rur.-powiedziałam słabo udawanym głosem mężczyzny.
Boże przecież w wigilię się nie pracuję pomyślałam i strzeliłam Face Palm.
-Zapraszam-odpowiedział mi ponownie ten męski głos i nagle przed mną otworzyły się drzwi.Really? On się na to nabrał???
Nie
myśląc o tym dłużej weszłam do wielkiego wieżowca. Całe szczęście że
jest tu winda bo inaczej nie dałabym rady z tymi walizkami.. Weszłam do
windy i kiedy wcisnełam odpowiedni guzik winda ruszyła do góry.Gdy
wyszłam z windy moim oczom ukazał się luksusowy apartemowiec. Wszędzie
widać było ozdoby świąteczne i czuć było że ktoś coś pichci w kuchni.
Nagle do przedpokoju wszedł Steve który gdy mnie zobaczył znieruchomiał.
-Co szczena opadła?-zapytałam uśmiechając się i szybko do niego podbiegłam i wtuliłam się w niego a on w mnie .
Co ty tutaj robisz?-zapytał się po oderwaniu
-Jak
chcesz to mogę sobie iść-powiedziałam i odwróciłąm się by iść ale on
złąpał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak że wylądowałam na
jego klacie.
-Już cie nie puszczę -powiedział i zaczął się do mnie
przybliżać. Byliśmy już niebezpiecznie blisko kiedy usłyszałam kogoś
kto woła moje imię.Odwróciłam się i zobaczyłam Pepper.
Podbiegłam
do niej szybko i się przytuliłam . Tak dawno jej nie widziałam i mam jej
tyle do powiedzenia.Nagle zobaczyłam że w pokoju zeszli się już wszyscy
Avengersi oprócz Tonyego.
Przywitałam się z nimi wszystkimi po
koleji gdy nagle zobaczyłam jakąś dziewczynę która silnie się na mnie
patrzyła. To musi być córka Furego podeszłam do niej i przywitałam się .
-Cześć jestem Paula-powiedziałam i wyciągnełam rękę w jej stronę.
-Ivy -powiedziała a ja się tylko do niej uśmiechnełam.
Nagle zauważyłam że Tony schodzi po schodach ale chyba mnie nie zauważył.
-Co to za zbiegowisko ?-zapytał chyba wkurzony
-Oni
mnie tylko miło przywitali -powiedziałam wychodząc zza Thora. On tak
samo zareagował jak Stev ale Tony chyba go pobił. Zaczełam się z niego
śmiać podbiegłam do niego i go przytuliłam.
*Ivy*
Musiałam przyznać, że Paula wyglądała mi na dość sympatyczną osobę.
Myślałam że będzie taka sama jak wujaszek od siedmiu boleści. Jednak
zaskoczyła jej wizyta. O ile dobrze pamiętam, jakieś pół godziny temu
Tony darł się, z informacją o tym że zjawi się dopiero jutro. Jak widać
siostrzenica zrobiła go w jajo. Tu ma u mnie plusika. Oczywiście
obserwowałam to wszystko z boku i patrzyłam na to całe zamieszanie.
Patrzyłam jak Paula obejmowała swego ukochanego wujaszka, który patrzył
się trochę gniewnie na Steve'a. Dziewczyna jak tylko go puściła to
rzucił się na blondyna i zaczęła się między nimi ostra bijatyka.
-
Czy ktoś ma może popcorn..? a co ważniejsze. Ring bokserski? - spytała
współczesna wersja Robin Hood'a, kiedy reszta mu kibicowała.
- Przestańcie się bić już! - zawołała nagle przejęta nastolatka.
Ja
zaś obserwowałam to zajście z boku. Nie to żeby co... wolałam się w to
nie wtrącać Normalnie uśmiech rysował mi się na twarzy. Nagle zawibrował
mi telefon, oznajmiając mi że dostałam sms'a. Wyjęłam komórkę i
zobaczyłam wyświetlacz. Na ekranie widniał napis Thomas. Ciekawa byłam
co mi napisał. Otworzyłam wiadomość, ale nie miałam pojęcia, że to mi
bardzo... ale to bardzo zepsuje humor.
~ Hej Ivy...
czy jakbyś mogła, to weź idź do Starka i wyciągnij kasę od niego...
Jesteś Kochana...
Thomas... ~
To
mnie tak wkurzyło, że nie zauważyłam jak rzucam telefon przez okno (Na
szczęście miałam zapasowy). Przez chwilę trwałam jeszcze w takiej pozie,
kiedy poczułam się obserwowana. Odwróciłam się w lewo i zobaczyłam jak
wszyscy, bez wyjątków się na mnie patrzyli zdziwieni.
- Na co się gapicie?! - warknęłam wściekle.
- O co ci chodzi Ivy? - spytał nagle Tony, jednak nadal był w szoku.
-
Czy coś się stało? - po chwili wtrąciła się Paula. Jednak w odpowiedzi,
otrzymała fuknięcie i szybko opuściłam to całe towarzystwo. Szybko
udałam się do swojego pokoju, gdzie walnęłam się na łóżko i uruchomiłam
swoją grę. Kiedy się wściekałam, uruchamiałam sobie grę (Najlepiej
bijatykę) i grałam, rzucając na wiatr wiązanki przekleństw. Dzisiejszym
powodem mojej złości, był mój "chłopak". Nie dość, że olał mnie i nie
przyjdzie na imprezę do Starka, to jeszcze żąda bym wyciągała kasę.
Normalnie zachowuje się jak cham i prostak. Na początku był inny, lecz
po chwili się zmienił. Teraz zastanawiałam się nad swoim związkiem.
Przez
półgodziny grałam w najnowszego Mortal Combat i bardzo dobrze mi szło,
Kiedy się wściekałam, to byłam skupiona na celu, który sobie wyobrażałam
i robiłam wszystko by go zniszczyć. A dziś byłam tak wściekłą, że szło
mi wręcz perfekcyjnie, aż w pomieszczeniu rozległ się głośny Alarm. To
mnie wyrwało z transu, ponieważ to oznaczało tylko jedno. Niezłą zadymę,
a ja chciałam się z kimś bić. Od razu przebrałam się w swój
fioletowo-granatowy kostium, wzięłam swoje zabawki i szybko wybiegłam z
pokoju. Pokój był czerwony od światła alarmu, a reszta grupy biegała
zaaferowana. Tylko siostrzenica Starka stała zdziwiona na środku pokoju.
- Co tu się dzieje do jasnej ciasnej? - od razu podeszłam do gościa i posłałam Pauli zaciekawione spojrzenie.
-
Tony i Steve się naparzali kiedy nagle uruchomił się alarm. Jarvis
mówił o tym, że jakiś Donald Gill* zaatakował miasto - oznajmiła
przejęcie. Oho... już wiedziałam o kogo było się tu roznosiło.
- Blizzard... mogłam się domyślić -powiedziałam krótko i przekręciłam oczami.
-
Kto to jest Blizzard? - spytała nagle rozmówczyni, a ja się zdziwiłam.
To ona nie wie kim był Blizzard? Chyba że nie mieszkała w Ameryce. To
bym się nie zdziwiła. Już chciałam jej wyjaśnić, lecz usłyszeliśmy jak
ktoś do nas podchodził.
- Tu jesteście dziewczyny! - usłyszeliśmy Tony'ego, który już był ubrany w zbroję.
- Tony co się dzieję - spytała Paula i wyglądała na zaciekawioną.
-
Słyszałam, że podobno Blizzard postanowił się "rozerwać" w te święta -
westchnęłam z lekkim sarkazmem i podkreśliłam słowo o rozerwaniu. Tony
spojrzał na mnie z politowaniem.
- Cóż droga złośnico...
otrzymaliśmy raport z Tarczy, że nasz sopelek uciekł z paki i planuje
przejąc magazyny z ciekłym azotem - powiedział Stark, poprawiając swoje
metalowe rękawice. Pewnie ten goguś chciał mieć "paliwo" do swojej
broni. A ciekły azot sprawia, przedmioty zamarzają w przeciągu kilku
sekund.
- A już myślałam, że będzie nudno - powiedziałam ze
zawadiackim uśmiechem i pokazałam swoje podekscytowanie. Od razu
ustawiłam się w pozycji do Ataku i wzięłam do rąk katanę.
-
Hehehe... wybacz Ivy, ale ty z nami nie idziesz - nagle palną Stark, a
ja się w tym momencie przewróciłam twarzą do podłogi. W tej chwili
usłyszałam tylko jego chichot pod nosem.
- Jak to... NIE IDĘ!? - krzyknęłam mocno przejęta.
- Ktoś musi tu zostać i zająć się Paulą, pod naszą nie obecność
- Że co!?
- Właśnie...Że co?!! Kpisz sobie Tony??-zapytała również wkurzona dziewczyna
-Paula jesteś pod moją opieką i nie chcę żeby coś ci się stało - odpowiedział jej poważnie Stark.
- Żartujesz sobie? - spytałam kpiąco.
-Nie
żartuję...a poza tym będziecie miały czas żeby się poznać - powiedział
ale ta dziewczyna nie chciała dać sobie za wygraną. Najwyraźniej aż tak
dobrze nie zna Starka skoro chce się z nim spierać.
-Jarvis dopilnuj by żadna z nich z stąd nie wyszła -usłyszałam jak Stark wydaje polecenie Jarvisowi
-CO?!-krzyknęła
ta dziewczyna tym swoim piskliwym głosem.Przyznam szczerze że ta
dziewczyna zaczyna mnie powoli denerwować.Jednak Stark nie usłyszał jej
pisku ponieważ właśnie wyleciał z wieżowca. I nagle usłyszałyśmy
zamykanie się wszystkich drzwi i okien dzięki którym mogłybyśmy z tąd
wyjść.
. Super... ominie mnie zabawa. A po za tym, nadal byłam wściekła na Thomasa i porządnie nie odreagowałam.
Kiedy
widziałyśmy jak jet odlatuje, ja zrezygnowana powędrowałam na kanapę,
gdzie się uwaliłam. Wzięłam pilota do ręki i zaczęłam przeglądać kanały w
poszukiwaniu czegoś jakże "interesującego" w kablówce. Chciałam chodź
na trochę zapomnieć o swojej złości i problemach jakie mnie teraz
dotykają,niestety nie było mi dane poczuć spokoju ponieważ ta dziewczyna
latała w tą i spowrotem po całym apartamencie.
-Jarvis otwórz drzwi!!-wydarła się na interfejs.
-Niestety Pan Tony nie pozwolił mi ich otworzyć aż do jego powrotu-odpowiedział jej Jarvis
-Bosko!! - krzyknęła
-Daruj sobie i tak się z stąd nie wyrwiesz -powiedziałam jej stanowczo
-Musi być jakieś wyjście-powiedziała dalej się upierając
-Mogłabyś
się już przymknąć!!! Niby jesteś rodziną Tonyego i jesteś tak uparta
jak on ale najwyraźniej go nie znasz skoro myślisz że jest stąd jakieś
wyjście !!Mieszkam tu już długo i wiem że nie ma stąd wyjścia więc daruj
sobie!!!!-w końcu wybuchłam
-Jakbyś miała dobry kontakt z
Avengers może byś wiedziała że mieszkałam tu 9 lat i zawsze jest jakieś
wyjście-powiedziała mi prosto w twarz i poszła do swojego pokoju. Kim ta
dziewczyna wogóle jest?! Myśli że jak przyjedzie to wszyscy będą ją
wielbić? Po moim trupie
*Paula*
Jak
ja nie trawię takich ludzi!!! Takich ludzi bez wiary!!!A poza tym to że
jej się coś nie udało to nie oznacza że może się na mnie wyżywać!!!To
się córka Furyemu trafiła! Dlaczego akurat w święta?!! To miały być
najlepsze święta w moim życiu a na razie takie nie są!!
Szłam
korytarzem do swojego pokoju i w tej złości użyłam swojej mocy na
wazonie stojącym na półce w holu dzięki czemu cały się rozpadł.
Weszłam
szybko do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Włączyłam telewizję i
pierwsze co zobaczyłam to wiadomości z ostatniej chwili a tam kto?? No
oczywiście że Avengers walczący z tym...jak mu
tam...Bill...Blitz...BLIZZARD!!!no ale mniejsza z tym. Przyznam szczerze
dostają ostre baty.Po chwili wiadomości się skończyły a ja zobaczyłam
że mam 2 nieodebrane połączenia od babci i aż 6 od dziadka!! Wybrałam
ich domowy numer bo nie mogłam się zdecydować do którego z nich
zadzwonić. Po 2 sygnałach odebrał dziadek.
-Halo??-usłyszałam ten jego miły głos
-Hej dziadku to ja Paula-powiedziałam szczęśliwa że mogę usłyszeć jego głos
-Paula...Miałaś
zadzwonić od razu jak wysiądziesz z samolotu...wiesz jak się o ciebie
martwiliśmy-powiedział a mi się zrobiło smutno .
-wiem i przepraszam -odpowiedziałam już trochę przygnębiona tym wszystkim
-Możesz dać mi babcię do telefonu ??-zapytałam
-Babci nie ma poszła do Amy przekazać jej coś??-zapytał się
-Nie ...-odpowiedziałam smutno
-Hej skarbie coś cię gryzie?? Jesteś jakaś taka smutna...Tony coś zrobił??-zapytał się zmartwiony dziadek
-Nie Tony nic nie zrobił...tak jakby...-powiedziałam
-No wiesz nie jestem babcią ale może ci coś doradzę jak mi powiesz co się stało.-powiedział
-Nie no bo jest taka dziewczyna Ivy. Taka nastolatka, córka Furyego...-chciałam dokończyć ale nie było mi to dane.
-Czekaj...Czekaj...Fury ma córkę???-zapytał się
-Tak, ma ...tak samo zareagowałam -powiedziałam i się zaśmiałam
-No
to wracając.I ta jego córka nie wiadomo jakim prawem wkręciła się do
Avengers. Na początku wydawała się miła . No ale nagle okazało się że
jest Misja no i ja chciałam iść z nimi ale Tony powiedział że nie że ja
zostaję z tą dziewczyną w domu i ona mnie ma pilnować bo ja jestem pod
jego opieką i on nie chcę żeby coś mi się stało!!!Rozumiesz to dziadku
on kazał dziewczynie w moim wieku albo i młodszej mnie
pilnować!!!Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie!!-zaczełam się znowu
denerwować.
-Ale poczekaj...Tony tak powiedział??-zapytał się z niedowierzaniem no tak przecież to nie podobne do Tonyego.
-Tak
Tony...Anthony Stark...twój syn...chyba nie muszę ci przypominać kim
jesteś żebyś uwierzył że twój syn tak powiedział-zaśmiałam się.
-Paula jak ty na niego działasz-powiedział a ja się tylko uśmiechnęłam
-Na niego i na Rogers'a-szepnął do siebie i myślał że tego nie usłyszę.
-Dziadku słyszałam to !!!!-krzyknęłam
-No dobra spokojnie to opowiadaj dalej-powiedział
-No
i nie dość że kazał tej dziewczynie mnie pilnować to jeszcze kazał
Jarvisowi zamknąć nas w tym domu.Rozumiesz nawet na balkon wyjść nie
mogę ani okna uchylić.-powiedziałam
-No i zaczęłam szukać jakiegoś
wyjścia a ta Ivy siedziała na kanapie i mi tylko mówiła że niema
wyjścia i srajduś, bajduś ,karuzela.I w końcu zaczęła się na mnie
wydzierać że wątpi że jestem rodziną Tony'ego i że ona tu mieszka długo i
w ogóle-powiedziałam albo nawet krzyknęłam
-Wiesz co Paula nie
przejmuj się nią i co najważniejsze nie pozwól żeby ktoś zepsuł ci
święta-powiedział a ja się tylko uśmiechnęłam
-Dziękuję dziadku-powiedziałam
-Niema za co .Pozdrów Tony'ego-powiedziała
-A ty pozdrów babcię-powiedziałam i się rozłączyłam.
Po
półtorej godziny nudzenia się usłyszałam jak ktoś wchodzi do
apartamentu. Gdy zeszłam na dół ujrzałam Avengersów. Niema to jak
poobijać się na gwiazdkę.
Wszyscy wyglądali całkiem spoko jedynie
co Steve miał małą ranę pod okiem. Spojrzałam w stronę kanapy i
zobaczyłam Ivy siedzącą przez ten cały czas na kanapie i oglądającą TV.
Nawet nie raczy wstać i zapytać się ich czy są cali , po prostu brak słów.
Ruszyłam w stronę Steva mijając przy tym Starka.
-I jak poznanie?-zapytał kiedy obok niego przechodziłam
-Zajebiście-rzuciłam
-I masz pozdrowienia od dziadka-dodałam
-od taty?!-zapytał zdziwiony Tony ale ja poszłam dalej
Gdy
dotarłam do Steva pociągnęłam go w stronę kuchni i usadowiłam na
krześle a sama podeszłam do szafki i zaczęłam szukać apteczki.Nagle
usłyszałam cichy syk Kapitana.
-Nie dotykaj tego-powiedziałam
-Skąd wiesz że to z bólu??-zapytał
-Po prostu znam cię-powiedziałam podchodząc do niego z apteczką .
Położyłam ją na stole i wyjęłam z niej wodę utlenioną i gazik na który nalałam bezbarwną ciecz .
Gdy przyłożyłam ją do Rany Steve od razu odstawił głowę.
-Przestań-powiedziałam i dalej dezynfekowałam mu ranę a on bacznie obserwował moje ruchy.
-ładnie się załatwiłeś i to na święta-powiedziałam i przykleiłam mu taką taśmę której używają lekarze.
-Gotowe-powiedziałam
-A teraz leć się ogarnij bo już za półtorej godziny wigilia-powiedziałam i się do niego uśmiechnęłam.
-A co dostanę pod choinkę?-zapytał mnie z dziwną miną.
-Na pewno nie to o czym myślisz-zaśmiałam się i poszłam na górę by zacząć się szykować do tegorocznej wigilii.
*Ivy*
W
chwili obecnej siedziałam przed telewizorem i oglądałam sobie jakiś
tandetny serial. W prawdzie zorientowałam, że reszta już przyszła. Nie
zareagowałam na ich przyjazd, gdyż wiedziałam, że są cali i zdrowi...
(Może po za kapitanem, którego Paula musiała go opatrywać), a po za tym,
nie byłam w nastroju. Nie dość że przez Thomasa, to jeszcze ta
wkurzająca siostrzenica Starka. Przez to wszystko powoli przestałam
lubić święta. Właśnie zaczęły lecieć reklamy, gdy usłyszałam sygnał
wiadomości. Ponownie sięgnęłam po telefon i włączyłam wyświetlacz.
Dostałam wiadomość na Gmailu, o tym że Thomas coś zamieścił na
Facebook'u. Od razu weszłam na stronę, zalogowałam i zobaczyłam wpis.
Myślałam, że wszystkich zabije jak tylko zobaczyłam to...
Zobaczyłam
fotkę Thomasa w jakimś barze otoczony jakimiś lafiryndami z burdelu, a
wszędzie lał się alkohol i w ogóle. Jednak to nie wszystko. Moja
wściekłość sięgnęła granic, kiedy spojrzałam na komentarze. No i przy
okazji dowiedziałam się paru szokujących faktów o nim.
Treść Czatu z Facebook'a:
Roberth: Hej stary... niezła biba. Skąd wytrzasnąłeś tyle kasy!?
Thomas: Bardzo łatwo..! hehehe!
Roberth: Tylko mi nie mów, że długo harowałeś!
Thomas: Hahahahaha! Niezły żart! Ja w ogóle nie pracuje!
Roberth: Więc jak... zdradź nam swoją tajemnicę...
Thomas:
Znajdź sobie dziunię, która albo ma wpływową pracę, albo znajomości. A
potem zaimponuj jej, zmyślając o tym, że masz pracę. A potem będzie ci
jeść z ręki, a ty będziesz ustawiony.
Roberth: Nieźle Chłopie! Ciekawa jestem kim jest ta frajerka, którą naciągnąłeś.
Thomas: Nie uwierzysz, ale udało mi się poderwać dziunię od Avengersów.
Roberth: Black Widow? Nie możliwe!
Thomas: Nie tę dziunię! Ivy Stone... laska dała się nabrać, a ja owinąłem ją sobie wokół palca xD.
Dalej
nie musiałam czytać, aby domyśleć się jednego. Cały mój związek z
Thomasem był czystą fikcją, ten jełop szukał sobie frajerki, która
będzie go utrzymywać. Napędzona złością, wstałam z kanapy i ruszyłam do
swojego pokoju. Szybko zmieniłam swój kombinezon na jeansy, ciepły
sweter, zimowy płaszcz, czapkę i wyszłam niczym strzała z pokoju. Od
razu szłam w kierunku windy, gdy nagle doszło do kolizji mojej z Tonym
Starkiem, który wraz z siostrzenicą wyskoczyli jak filip z konopi.
- Hej uważaj! - zawołałam wściekle.
- Możesz się opanować!? Co ci odbija Kobieto? - zawołał pretensjonalnie "człowiek z żelaza".
-
Zejdźcie ze mnie! Wszyscy! - krzyknęłam momentalnie i ruszyłam dalej.
Już zawołałam windę, gdy usłyszałam jak ktoś do mnie podbiegał.
-
Twoje zachowanie jest co najmniej skandaliczne! Wiesz o tym! Tak się nie
powinno robić! A już zwłaszcza w święta! - nagle usłyszałam jak Paula
zaczęła mi prawić kazanie. A co to ma niby być!? Kościół!? za kogo kurna
się uważa!?
- Lepiej mnie dziś nie denerwuj! - warknęłam
nienawistnie, i chciałam się odwrócić, gdy usłyszałam charakterystyczne
*Ding*, a drzwi się otworzyły. Od razu weszłam do windy.
-
Nienawidzę Świąt - powiedziałam zeźlona i szybko nacisnęłam przycisk
parteru. Drzwi momentalnie się zamknęły, a moim ostatnim widokiem był
zdziwiony wyraz twarzy u siostrzenicy Starka.
W przeciągu paru
minut znalazłam się na parterze i wyszłam z wierzy. Od razu poszłam do
baru, skąd wysłano zdjęcie. Na miejscu jak się spodziewałam, wychodził
dwudziestoletni chłopak o krótkich, szatynowych kręconych włosach,
niebieskich oczach, w rozpiętej białej koszuli i czarnych spodniach. W
tych samych ciuchach, w których miał rzekomo iść na rozmowę o pracę. No i
jak się spodziewałam, wychodził w towarzystwie dwóch kobiet, szatynek w
takich samych czerwonych i bardzo krótkich sukienkach, co świadczyło o
tym że to były kobiety do towarzystwa. Jeszcze bardziej wkurzona
podeszłam do nich i od razu chwyciłam go za koszule i przygwoździłam do
ściany.
- IVY! Nie spodziewałem się ciebie! - krzyknął zaskoczony moim pojawieniem się.
- Ach tak! Bo ja się ciebie spodziewałam! - warknęłam i spojrzałam na niego z pode łba.
- O co chodzi Koteczku? Czemu się tak jeży AHHHH..! - chciał mi osłodzić, lecz ja jeszcze mocniej przygwoździłam do ściany.
- Myślisz, że się nie dowiem!? Że jestem Frajerką, której możesz wszystko wmówić!?
- Ale, ale, ale...
- Widziałam twój wpis na facebooku!
- Że co!? Ale...
- Pozwól że cię zacytuje debilu! "
Znajdź
sobie dziunię, która albo ma wpływową pracę, albo znajomości. A potem
zaimponuj jej, zmyślając o tym, że masz pracę. A potem będzie ci jeść z
ręki, a ty będziesz ustawiony" - wykrzyknęłam mu w twarz, ten
komentarz. A czarnowłosy zrobił minę, która najwyraźniej oznaczała "No
to spieprzyłem sprawę", Myślałam że go zabije przy ludziach, ale całe
szczęście się powstrzymałam. Jednak nie mogłam mu odpuścić. Za nic.
-
Ivy! ja mogę ci to wyjaśnić! - krzyknął mocno przerażony, lecz szybko
uderzyłam go z pięści w twarz. Ciemnowłosy sromotnie runął na ziemię.
Nie chciałam go już dłużej słuchać. Wtem spojrzałam się na prostytutki,
które stały z boku i patrzyły się na mnie zdziwione. Od razu wpadłam na
pewien pomysł.
- Dziewczyny... - zawołałam z chytrym uśmiechem.
- Tttak? - spytała jedna z nich, nie pewnym głosem. A ja wyciągnęłam z kieszeni kurtki portfel, a potem kartę kredytową.
-
Czy wasz szef nie szuka aby czasem męskiej prostytutki? - spytałam ze
złośliwym uśmiechem, a moje "rozmówczynie" z początku spojrzały na mnie
jak na wariatkę. Jednak przekonane wizją zarobienia gotówki, zrobiły
szatańską minę co ja.
Wszystko wyglądało tak, że udałam się za
prostytutkami do burdelu, gdzie zostawiłam Thomasa i poszłam wypłacić
pieniące, aby im zapłacić. Po czym przekazałam dziewczynom, by
przykazały ich nowemu współpracownikowi, że zrywam z nim i że spotka się
ze mną w sądzie. Niech się spodziewa tego, że ma mi oddać wszystkie
pożyczone pieniądze.
Innymi słowy, puszczę go z torbami. No niby
tak nie powinno się postępować w święta, lecz co zrobić. Chodź z drugiej
strony, myślałam o tym jak prezencie dla tego durnia. Jak chcę zarobić
kasę, nawet tę łatwą, to musi pracować. Przynajmniej będzie otoczony
tłumem kobiet, jakby tego chciał (ale tak nie do końca). Przynajmniej
miałam już lepszy humor, ale nie do końca.
Na imprezę mi się nie
chciało iść, zwłaszcza po tym co zrobiłam. Pewnie wszyscy byli na mnie
wściekli, za moje zachowanie. Więc znałam tylko jedno miejsce gdzie
mogłam się udać. Tak... to dobry pomysł i szybko chciałam zrealizować.
Od
razu poszłam do rezydencji mojego mentora Dr. Strange. On był jedyną
osobą, która mogła mi w tej chwili pomóc. Stałam przed jego domem, chodź
z początku był pokryty zaklęciem iluzji i mogłoby się wydawać, że to
był stary magazyn. Kiedy podeszłam bliżej, ukazała mi się stara
rezydencja, do której prowadziło wejście ze schodami, ozdobione złotymi
gargulcami. Pewnie stawiałam pierwsze kroki i szybko stanęłam przed
wejściem. Chciałam zapukać, lecz drzwi same się otworzyły, a w progu
pojawił się zielonooki członek illuminati w garniaku. No tak
zapomniałam. Został zaproszony na imprezę w Stark Tower.
- Witaj
Ivy. Co cię do mnie sprowadza? - spytał z uśmiechem właściciel oka
Aghamoto. Odwzajemniłam gest, lecz miałam zmartwione spojrzenie.
- Potrzebuje twojej pomocy - oznajmiłam smutnym tonem.
-
Jasne... wiesz, że tobie zawsze pomogę - powiedział i gestem ręki dał
mi znać, że mogę wejść. Skwitowałam głową i szybko weszłam do
rezydencji. Od razu skierowałam się do salonu, gdzie polecił mi
czarodziej.
Kiedy usiadłam na fotelu, i zaczęłam opowiadać jej co
się działo. Opowiedziałam mu o wizycie siostrzenicy Iron Man'a i o tym
jak się z nią kłóciłam. Jednak przyczyną był mój już "były" chłopak,
który najwidoczniej szukał dla siebie kogoś, kto będzie go finansowo
utrzymywać. Wyjaśniłam mu wszystko ze szczegółami, a czarnowłosy
mężczyzna bacznie mnie słuchał. Czasem zadawał mi pytania, lecz nie
przerywał mi. Wiedziałam że zawsze mogę na niego liczyć w trudnych
chwilach.
- Muszę przyznać, że na prawdę miałaś ciężki dzień -
oznajmił mocno zszokowany, jak tylko skończyłam opowiadać o tym jaką
miałam beznadziejną Wigillię. Szkoda słów mi było. Szkoda słów.
- Dlatego proszę cię, abyś udostępnił mi dom na jedną noc. Dałbyś radę.
- Ehh... w prawdzie nie mam nic przeciwko temu, lecz święta powinno się spędzać z najbliższymi. Nie samemu.
-No wiem, ale nie mam nastroju na świętowanie.
- Rozumiem młoda. Wiedz że tu zawsze poczujesz się jak w domu.
- Dzięki Stary... jesteś wporzo. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem i wyjęłam telefon. Musiałam zadzwonić do jednej osoby.
-
Nie ma sprawy, ale muszę już iść. Spóźnię się na imprezę - oznajmił
mag już gotowy do wyjścia i po chwili zostawił mnie samą w tym wielkim i
pustym domu. Od razu wybrałam numer do ojca. Pewnie spodziewał się, że
będę na balandze. Włączyłam słuchawkę i czekałam aż odbierze. Co
nastąpiło bardzo szybko.
- Ivy? - usłyszałam jego głos, który jak widać był zaskoczony moim telefonem.
- Hej tato - powiedziałam smutnym głosem.
- Myślałem, że jesteś na imprezie - dodał po chwili.
- Nie będzie mnie. Nie mam nastroju na balowanie - westchnęłam ciężko.
-
Czemu? - po chwili spytał, a ja mu wszystko wyjaśniłam. Co do słowa.
Nawet to, że postanowiłam nocować po za wierzą. Było mi ciężko, bo
zrozumiałam, że bardzo narozrabiałam w te święta i było mi przykro. A
wszystko przez chłopaka, który okazał się być kompletnym dupkiem.
- Tak mi przykro córeczko. Rozumiem twoją decyzję.
- Dzięki. Przekaż Iron Manowi i Pauli, że przepraszam za ten cały cyrk i że nie pojawię się na przyjęciu.
- Jasne, kochanie.
- Kocham cię... ojcze - oznajmiłam cicho i rozłączyłam się.
Odłożyłam
komórkę na stolik i udałam się do kuchni, aby zrobić sobie czekoladę.
Akurat ja byłam mistrzynią jeśli chodzi o przyrządzanie takiego napoju.
Zwłaszcza z piankami. Po pięciu minutach wróciłam do salonu i ponownie
usiadłam na fotelu, popijając napój. Upiłam pierwszy łyk, kiedy nagle
usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się i to bardzo, gdyż dom nie był
widoczny dla normalnych ludzi. Dlatego to zignorowałam, ale ponownie
usłyszałam pukanie. Tak z parę razy. Trochę zdenerwowana tym, odłożyłam
naczynie i poszłam do przed pokoju. Od razu chwyciłam za klamkę i szybko
otworzyłam drzwi. Momentalnie się zdziwiłam, widząc kogoś, kogo jak
widać się nie spodziewałam.
- Co ty tu robisz...
*Paula*
Już za chwilę zaczyna się wigilia . Właśnie siedzę w swoim pokoju i
dokonuję ostatnich poprawek w swoim wyglądzie. Uznałam że nie będę się
przejmować Ivy i jej fochami.
Mam zamiar skorzystać z tego czasu w pełni i świetnie się bawić.
Gdy uznałam że już jestem gotowa wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się w stronę salonu.
Gdy schodziłam po schodach zauważyłam rozmawiającego Thora ze Stevem.
Gdy mnie zobaczyli dostali jakiś takich dziwnych min. Może mam ubrudzoną sukienkę czy coś.
-Hej
chłopaki co się tak patrzycie mam ubrudzoną sukienkę czy co??-zapytałam
i zaczęłam oglądać się czy przypadkiem się czymś nie uwaliłam.
-Nie skądże -powiedział Thor .
Dopiero teraz zauważyłam że jest on ubrany w koszulę i marynarkę a nie w jego tradycyjny strój.
Muszę przyznać że wygląda całkiem przystojnie w tym wydaniu.
-No dobra .A gdzie jest Tony??-zapytałam się ich ale Thor pokiwał przecząco głową że nie wie a Steve dalej stał i nic nie mówił.
-Halo ziemia-powiedziałam i zaczęłam machać mu ręką przed oczami i dzięki temu dopiero mogłam z nim normalnie porozmawiać.
-Wiesz gdzie jest Tony??-zapytałam
-Tak poszedł gdzieś ale nie mówił dokąd-odpowiedział mi Steve
-Co?? Przecież zaraz przychodzą goście.-powiedziałam zmartwiona i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ty
idź otwórz a ja idę pomóc Pepper i Natashy z jedzeniem-powiedziałam i
udałam się do kuchni gdzie zobaczyłam dziewczyny zawzięcie o czymś
dyskutujące i nakładające jedzenie na talerze i miski.
-Hej o czymś rozmawiacie-powiedziałam i zaczęłam wkładać sałatkę do szklanej miski.
-A o niczym ważnym-odpowiedziała z uśmiechem Pepper
-Mam rozumieć że nie chcecie żebym o tym wiedziała - zaśmiałam się
-Tak jakby -odpowiedziała mi z uśmiechem Natasha .
Cieszę
się że mogę widzieć ją w takim nastroju ponieważ żadko się to u niej
zdarza,taki szczery uśmiech. Razem z dziewczynami wzięłyśmy po 2 rzeczy i
ruszyłyśmy by zostawić to na stole.Gdy postawiłyśmy już wszystko na
stole przeszłyśmy do salonu gdzie zobaczyłam Falcona rozmawiającego ze
Stevem. Podeszłam do niego i się przywitałam.
-Hej jak się masz??Strasznie wyrosłaś-skomplementował mnie
-Wszystko w porządku . A u ciebie?? I w ogóle zauważyłam że zmieniłeś styl ,nie jesteś już psycho fanem disco.-powiedziałam
-U
mnie też a co do disco to może i styl zmieniłem ale w moim sercu dalej
jest disco-powiedział a ja się tylko zaśmiałam.Nagle zadzwonił dzwonek
do drzwi. To musi być kolejny gość.
Podeszłam do drzwi a następnie
je otworzyłam .Nagle moim oczom ukazał się Fury w towarzystwie jakiegoś
wysokiego faceta z brodą.Przywitałam się z Furym a następnie podeszłam
do pana z brodą.
-Miło mi dr.Strange jestem-powiedział do mnie przemiły człowiek
-Paula -odpowiedziałam mu równie ciepło a on ucałował moją dłoń i zaprosiłam ich do środka.
Weszliśmy do salonu i od razu zaczęła się dyskusja gdzie jest Tony.
-Ej a tak w ogóle to gdzie jest Ivy??-zapytałam
-Ivy dzisiaj z nami nie będzie-powiedział nagle Fury
-Ale
jak to nie będzie ??Przecież jest wigilia. Rozumiem że może się czuć
obrażona ale święta spędza się z rodziną,z bliskimi -powiedziałam
-Paula
Ivy taka już jest. Wybuchowa i to jej decyzja czy chce z nami spędzić
święta czy nie-powiedział Thor a ja spojrzałam na Fury'ego a w jego
oczach dało wyczuć się smutek. Fury niby jest twardzielem i ma kamienną
twarz ale z jego oczu da się wyczytać każdą jego myśl,każde jego emocje.
Widać
było że smutno mu z powodu tego że Ivy nie będzie spędzać z nami świąt.
Chciałam do niego podejść ale nie zrobiłam tego ponieważ usłyszałam
kolejny raz tego dnia dzwonek do drzwi .
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam . Mile zaskoczyło mnie widok osoby która stała w drzwiach.
A konkretnie chodzi tu o Jamesa Rhodesa (War Machine).
Od razy gdy go zobaczyłam rzuciłam się na niego i przytuliłam.
-Jejku Paula co ty tutaj robisz?-zapytał z niedowierzaniem
-Przyjechałam na święta a poza tym , co ty tu robisz??Myślałam że przeprowadziłeś się do Francji-powiedziałam zszokowana
-Tak było ale po 2 latach wróciłem-odpowiedział najlepszy przyjaciel mojego wujka
-Cieszę się że jesteś zapraszam .-powiedziałam otwierając szerzej drzwi.
Weszliśmy
do salonu a James przywitał się ze wszystkimi. Usiedliśmy wygodnie na
kanapie i wszyscy zaczęliśmy rozmawiać o starych czasach by zabić czas w
którym czekaliśmy na Tonego.
-Albo jak celowałaś w latającego
Chitauli ale zamiast niego trafiłaś we mnie. Dobrze że miałem wtedy
tarcze inaczej ta kula by mnie zabiła-zaśmiał się Steve.
-Masz jeszcze tą bliznę?-zapytałam
-mówisz o tej bliźnie??-zapytał i pokazał mi bliznę na ręce a ja się tylko zaśmiałam.
-Pamiętam
jak byłeś Dj-em w klubie disco polo i chodziłeś z tym swoim afro i jak
kiwałeś to te włosy tak śmiesznie ci się trząsneły-powiedział Bruce do
Falcona
-Tak i jak do nas przychodziłeś po imprezie i zaczynałeś
Beat Boxować-powiedział Burton i sam zaczął Beat Boxować ale mu to nie
wychodziło.
-Wiesz Clint w twoim wykonaniu to nie brzmi za dobrze-zaśmiałam się a całe towarzystwo razem ze mną.
Nagle usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu a po chwili w wejściu do salonu ujrzeliśmy...
*Ivy*
W tym samym czasie:
-
Co ty tu robisz Stark!? - spytałam mocno zdziwiona, widząc w progu
Tony'ego, w dodatku w zbroi. Bardzo mnie zaskoczył, swoją wizytą, lecz
pewnie dostał wiadomość. Jednak nikomu powiedziałam, gdzie się wybieram.
- Mogę wejść? - spytał trochę zasapany. Co on takiego robił do jasnej?
-
Jasne, chodź to nie moja chata - oznajmiłam trochę się krzywiąc i
wpuściłam go do środka. Całe szczęście pamiętał o otrzepaniu swoich
metalowych butów zanim postawił pierwszy krok w chałupie. Bo jak już
wspomniałam, to nie była moja chata.
- Wiem o tym... - oznajmił i
za jednym przyciskiem guzika, zdjął zbroję i uraczył mnie widokiem
swojego garnituru od najlepszych projektantów. Od razu skierował się do
wielkiego salonu, gdzie obecnie paliło się w kominku. Stanął na środku i
odwrócił się do mnie.
- Może czekolady? - zaproponowałam mu. Jak
widać uśmiechnął się do mnie zachłannie. Nie dziwię mu się. Wiele razy
robiłam ten napój i wszystkim smakował. Więc nie zdziwiłabym się, gdyby
się zgodził.
- Z chęcią się skuszę - oznajmił, a ja od razu
poszłam do kuchni. Całe szczęście zrobiłam tego dużo. Chodź planowałam
zostawić sobie na dokładkę. Po chwili wróciłam już z pełnym kubkiem.
Oczywiście pamiętałam o ulubionych czterech piankach Tonego.
-
Proszę bardzo - powiedziałam podając mu kubek z napojem i usiedliśmy na
fotelach. Szatyn powąchał i upił pierwszy łyczek. Jego mina wyraźnie
oznaczała, że mu się uszy trzęsły.
- Mmm... pyszne. Robisz najlepszą czekoladę - powiedział z uśmiechem.
-
Dzięki. Jednak domyślam się, że nie przyszedłeś tu na darmową czekoladę
- oznajmiłam trochę podejrzliwie i podniosłam brew. Mina Starka
przybrała wyraz powagi. Ciekawa jestem co mi ma do powiedzenia.
- Bystra jesteś... ale tak. Nie przyszedłem tu po to.
- Więc o co chodzi?
- Twój ojciec powiedział mi, że nie przyjdziesz... wiesz o tym, że zrobiłaś nam wielką przykrość?
-
Wiem, ale nie miałam nastroju na zabawę - powiedziałam posmutniała i
spuściłam głowę. W tej chwili zawartość kubka była bardziej
interesująca, niż przedtem.
- Czemu? Co ci tak zepsuło ten
świąteczny nastrój - w końcu zadał to nie wygodne pytanie, na co się
skrzywiłam i to bardzo. Nie chciałam o tym rozmawiać, lecz w końcu
należą mu się wyjaśnienia.
Od razu i bez jąkania się,
opowiedziałam o przyczynach mojej agresji i gniewu. Opowiedziałam o moim
byłym chłopaku, który okazał się dupkiem i szukał sobie frajerki, która
by go utrzymywała. No i przez tego frajera wyżywałam się na wszystkim i
wszystkich dookoła. Nie pomijałam żadnego szczegółu. Nawet tego, że
oddałam tego palanta, do burdelu jako męską prostytutkę. Tony zaśmiał
się na to co usłyszał. Chyba nie miał pojęcia, że jestem zdolna do
takich rzeczy. Jak widać, jestem pełna niespodzianek.
- A to dobre... dałaś mu niezłą nauczkę! - zawołał zdumiony facet z reaktorem łukowym w piersi.
-
Cóż, to czeka tych, którzy zajdą mi za skórę - powiedziałam z
łobuzerskim uśmieszkiem i dopijałam ostatnie łyczki gorącego napoju.
Tony z resztą też.
- Ale nie zmienia tego, że narozrabiałaś i to bardzo.
- Wiem o tym. Ale mimo tego przyszedłeś tu. Po co?
- Cóż... jest Wigilia. A ten wieczór powinno się spędzić z bliskimi, a nie samemu.
- Ciekawa jestem kto ci kazał to powiedzieć? - spytałam z przekąsem, po czym dodałam - bo coś czuje, że to nie twoje słowa.
-
Cóż. Wszyscy się trochę o ciebie się martwili... nawet Paula, a po za
tym, zrobiłaś swemu ojcu przykrość - westchnął, a ja się zdziwiłam.
Zwłaszcza tym, czego dowiedziałam się o siostrzenicy Starka. Paula?
Martwiła się o mnie? Po tym co zrobiłam? Teraz mi dopiero było wstyd.
-
Tony... ja. Przepraszam za swoje zachowanie. Zachowałam się jak krowa -
powiedziałam łamiącym się głosem. Myślałam że się rozkleję i tyle ze
mnie będzie. Niespodziewanie poczułam jak czyjeś ramiona objęły mnie.
-
W porządku. Święta są po to, aby wybaczać popełnione błędy - szepnął mi
do ucha mężczyzna, a ja odwzajemniłam gest i też się wtuliłam. Teraz
nie umiałam powstrzymać łez i cicho płakałam. Szatyn uspokajał mnie i
powiedział mi że wszystko będzie dobrze. To mi dało trochę siły i
przestałam w końcu płakać.
- W porządku... już w porządku - oznajmiłam cicho i starłam łzy z policzków.
- Więc jak. Pójdziesz na imprezę?
- No jasne że tak.
Teraz:
I
tak stałam, przed wszystkimi gośćmi, którzy przyszli na przyjęcie.
Pewnie mocno się zdziwili na mój widok, ponieważ wiedzieli że nie
przyjdę. Jednak są święta, a ten czas jest pełny niespodzianek. Co
zrobić. Z początku nie wiedziałam co zrobić, ale nie chciałam aby
nastąpiła cisza. Nawet Stark ponaglał mnie, abym coś powiedziała. Po
chwili zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.
- Witajcie.
Przyjaciele,Ojcze - przywitałam się nie pewnie i przy ostatnim słowie
spojrzałam się na czarnoskórego mężczyznę z opaską na oku. Jednak
czułam, że moja twarz była czerwona od zakłopotania.
- Ivy.
Myślałam że nie przyjdziesz... - nagle przed szereg, wyszła Paula i była
w szoku, kiedy mnie zobaczyła. Ja głupkowato się uśmiechnęłam.
- Cóż... twój wuj jest bardzo przekonujący.
- A więc znów polubiłaś święta?
-
W pewnym sensie - powiedziałam już spokojniej, po czym do niej
podeszłam. Moja twarz nabrała powagi. - Możemy pogadać? Tak w cztery
oczy?
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała mi, po czym obie
skierowałyśmy się do mojego pokoju. W tym czasie impreza już się zaczęła
i wszyscy byli pochłonięci swoim towarzystwem. A co do Pauli... miałam
jej sporo do wyjaśnienia, odnośnie mojego zachowania.
*Paula*
Razem z Ivy udałyśmy się do jej pokoju i usiadłyśmy na jej łozku.
-To...o czym chciałaś rozmawiać???-zapytałam ale widać było że dziewczyna nie wie jak zacząć lecz w końcu to zrobiła.
-Chciałam
cię przeprosić za moje zachowanie wiem że było nieodpowiednie ale ja
już tak po prostu mam... A poza tym okazało się że mój były chłopak to
zwykła świnia i był ze mną tylko dla tego żeby mieć hajs...Więc chyba
już wiesz skąd u mnie ta furia-powiedziała szczerze dziewczyna.
-Nie masz mnie za co przepraszać -zaśmiałam się
-Myślę
że powinnaś przeprosić swojego ojca ...Wiem jak to jest jak ktoś kogo
kochałaś i na kim ci tak bardzo zależało opuści cię za co gorsza tak
podle oszuka-powiedziałam z udawanym uśmiechem ponieważ od razy gdy o
tym wspomniałam zrobiło mi się strasznie smutno.
-Skąd ??-zapytała się dziewczyna a ja tylko westchnęłam ponieważ ten temat jest dla mnie bardzo wrażliwy.
-Gdy
miałam 7 lat moi przyjaciele zginęli . Miesiąc później kiedy moi
rodzice jechali do Starka ...-nie mogłam nic powiedzieć a do moich oczu
napływały łzy.
-Paula?-zapytała przestraszona dziewczyna która złapała mnie za rękę.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić dalej.
-był
wypadek...jakiś pijany koleś w nich wjechał...Nikt nie przeżył.I tak
trafiłam do Starka. W wieku 15 lat okazało się ze mój chłopak i moi
przyjaciele zadawali się ze mną tylko dlatego ze Tony jest dziany.
Przestałam wychodzić ze swojego pokoju, zaczęłam się ciąć ...cały czas
miałam w głowie myśli samobójcze nawet prawie popełniłabym samobójstwo
ale... Steve i w ogóle wszyscy Avengersi mi pomogli. Dzięki nim zaczęłam
myśleć pozytywnie i żyć normalnym życiem. To moja rodzina i nie pozwolę
żeby cokolwiek im się stało-powiedziałam .
-Paula nie wiedziałam-odpowiedziała Ivy
-Skąd miałaś wiedzieć-zaśmiałam się.
-Czyli co ...Zgoda???-zapytała dziewczyna z nadzieją w głosie.
-Zgoda -powiedziałam z uśmiechem na twarzy i się przytuliłyśmy.
-Mam świetny pomysł !-nagle krzyknęłam odrywając się od niej.
-No to dawaj-
-...-
Po chwili byłyśmy już gotowe. Na głowie miałyśmy czapki Mikołaja a za nami znajdował się worek pełen prezentów.
-To
idziemy-powiedziałam i podeszłam do tego worka i próbowałam go podnieść
ale niestety mi się to nie udało bo był on cholernie ciężki.Trudno się
dziwić skoro są tam prezenty dla 13 osób.
-Ej my tego nie udźwigniemy-powiedziałam
-Damy radę - powiedziała Ivy i podeszła do mnie i wspólnie wzięłyśmy ten worek.
Ja dziękuje bogu że nam udało się zejść po schodach .
Nagle
usłyszałyśmy krzyk Tonego który chyba odkrył że pod choinką niema
żadnych prezentów.I wtedy weszłyśmy my z workiem pełnym prezentów i
krzycząc Ho Ho Ho.
-U nas był święty mikołaj!!-krzyknęła Ivy
-No
i powiedział że każdy był grzeczny oprócz Tonego i że bardzo źle
postąpił nie puszczając mnie ani Pauli na misję i Tony nie dostanie
dzisiaj prezentów-powiedziała nagle Ivy a my omal nie posikałyśmy się ze
śmiechu widać minę Tonego.
-Żartujemy dla ciebie też się coś
znajdzie-powiedziałam i następnie rozdałyśmy wszystkim prezenty tylko my
same nie dostałyśmy bo powiedziano nam że dostaniemy je w odpowiednim
czasie. Siedziałam właśnie na kolanach u Steva a on zaczął otwierać swój
prezent.
-Co dostałeś??-zapytałam
-Jakieś kupony.-powiedział i zaczął przeglądać karteczki.
-Kupon
na darmowe pranie. Kupon na sprzątanie pokoju przez miesiąc... O to
jest fajne kupon na całusa od Pauli-powiedział a ja na niego spojrzałam
-Ale to nie jest prezent ode mnie!! A przypadkiem nie masz tam kuponu na wpierdol osobie która ci to dała??-zapytałam wkurzona.
-Uuuuuuu...Steve nie lubi takich słów -odezwała się Natasha
-Właśnie ... Pauli należy się kara-powiedziałam a ja spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem.
I nagle poczułam że Steve gdzieś mnie niesie.
-Steve postaw mnie w tym momencie!!!-krzyczałam
-Nie -powiedział z uśmiechem
-Postaw mnie -krzyczałam i zaczęłam go bić ale on mi nie odpowiedział i dalej mnie gdzieś niósł.
*Ivy*
Nie wiedziałam czy się śmiać, czy co
zrobić, jak tylko zobaczyłam tę scenkę. Jednak jednego nie mogłam sobie
odmówić, za żadne skarby świata. Normalnie się o to prosiło... no i przy
okazji, podroczę się trochę z Tonym.
- TYLKO TAM GRZECZNIE!
ŚWINTUCHY! - zawołałam śmiejąc się do rozpuku. Jak tylko spojrzałam na
Starka, to myślałam że zaraz umrę ze śmiechu. Co ja poradzę, że mam
takie myśli... nic, a nic.
- O nie! Nie na mojej warcie! -krzyknął
już "lekko" zdenerwowany. A co ja gadam! Był tak wkurzony, że gdyby
umiał, to już by miotał gromami. Szatyn od razu pobiegł za
"gołąbeczkami". Biedny Steve... zapowiada się na niezłą jadke.
W
tym momencie impreza się powoli rozkręcała, gdy nagle usłyszałam
burczenie w swoim żołądku. Od razu podeszłam do stołu, gdzie jedzenie
wręcz wylewało się, z powodu braku miejsca. Były nie tylko świąteczne
potrawy, ale i różnego rodzaju słodkości. Były też wszelkiego rodzaju
napoje. Te alkoholowe i te nie alkoholowe. Od razu wzięłam talerzyk do
ręki i nabierałam wszystkiego po trochu. Po chwili się zorientowałam, że
utworzył się mały stosik.
- Czy aby nie przesadziłaś z kaloriami?
Córeczko? - nagle usłyszałam głos mojego taty. Od razu wyjrzałam za
stosu i zobaczyłam jak gapił się na mnie trochę zdziwiony. Pewnie każdy
by tak zrobił, gdyby na czyimś talerzu ujrzał tyle żarcia.
- Nie
jadłam obiadu. Po za tym, ta cała sytuacja z chłopakiem mnie trochę
wymęczyła - burknęłam i poszłam do stolików, a ojciec ruszył ze mną.
Oboje usiedliśmy przy tym samym stoliku, a ja zaczęłam jeść. Na
szczęście pamiętałam o manierach i starałam się nie obrzydzić ojcu
posiłku.
- Cieszę się, że przyszłaś... tak rzadko się widujemy - westchnął z lekkim uśmiechem, chodź oczy miał smutne.
-
Nie wściekam się. W końcu jesteś dyrektorem Tarczy. A to odpowiedzialna
praca. - dodałam w przerwie między kolejnymi kęsami, chodź usta miałam
pełne.
- Co nie zmienia faktu, że mogłabyś mnie czasem odwiedzać.
- No i to się też tyczy ciebie. Chodź trochę się bałam, że nie będziesz mieć dla mnie czasu.
- Chciałbym to zmienić.
- Na prawdę?
- Oczywiście. I dlatego załatwiłem ci coś bardzo wyjątkowego - oznajmił to tak jakby gadał o pogodzie, a ja mocno się zdziwiłam.
Nagle
zobaczyłam jak ojczulek wyciągał z czarnego płaszcza... gwizdek dla
psów!? Już chciałam zapytać się o powód użycia gwizdka, kiedy ojciec
dmuchnął. Oczywiście nie słyszałam tego, gdyż wydawał ultra dźwięki. Ja
się zastanawiałam o co biega, kiedy niespodziewanie coś na mnie skoczyło
i zwaliło na podłogę, razem z krzesłem. Przed moimi oczami ukazała mi
się wielka psia kucha. Zaskoczona, przyjrzałam się futrzastemu
napastnikowi, którego sierść była czarno-biała, z piwnymi oczami.
Niestety tylko przez chwilę, ponieważ psi język "zaatakował" moją twarz.
-
Hahahaha... Dobra, dobra... hahahahaha! spokój! - krzyczałam próbując
uspokoić zwierzę. Nagle pies się uspokoił i odszedł ode mnie. Zdziwiona
spojrzałam na tatę, przy którym stała ta kula futra. Tatulek uśmiechnął
się do mnie znacząco.
- Czyli to jest ten prezent!? - wykrzyczałam
z szokowana i pokazałam rządek swoich białych. W prawdzie tylko raz
powiedziałam ojcu, że chce mieć pieska, lecz wątpiłam że go będę mieć. A
tu proszę... ojciec mnie zaskoczył w te święta.
- To specjalnie dla ciebie tresowany i chowany
Berneński pies na niedźwiedzie... Podoba się?
- No jasne, że tak! Kocham psy.
- Więc... jak chcesz go nazwać?
- Nazwę go... -
-
O widzę, że Ivy ma zwierzaka! - nagle usłyszałam głos gromowładnego.
Oboje spojrzeliśmy na bok i zobaczyliśmy jak do nas podbiegł. Pies od
razu podbiegł do blondyna. Ucieszony Thor przykucnął i zaczął go
głaskać. Po chwili dodał radośnie - Jak się wabi?
- Tak w sumie,
jeszcze nie ma imienia - dodałam trochę zakłopotana, a niebieskooki
spojrzał się na mnie zdziwiony. Ojciec dał mi znać, że musi gdzieś iść i
zostawił mnie z Thorem i psem. Nie zapominając o daniu mi gwizdka.
- Jak to nie ma imienia!?
- Dopiero co go dostałam od taty.
- Aaa! okej. A masz pomysł na imię?
- Tylko jedno - powiedziałam uśmiechnięta, po czym dodałam - Bhilgi*
Jak
widać Thor mocno się zdziwił wyborem takiego imienia. Pomysł wziął mi
się stąd, iż kiedyś Thor miał swojego, lecz zmarł w tym roku. Uznałam
więc, że to dobry sposób na uczczenie pamięci o jego ukochanym pupilu.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, kiedy w sali rozległ się dziwny
błysk. Oboje z gośćmi spojrzeliśmy się, na środek sali gdzie jak się
okazało został otwarty Bifrost. Po sekundzie stało trzech gości z
Asgardu, a konkretniej Wszech ojciec Odyn, jego żona Frigg'a i ku
zaskoczeniu wszystkich... przyszywany syn królewskiej pary Loki. W
prawdzie rok temu, przeszedł na dobrą stronę, lecz nikt nie spodziewał
się boga kłamcy, na imprezach.
- Ojcze! Myślałem że nie
przyjdziesz! - zawołał zaskoczony Thor i zapominając o nas, podszedł do
nowo przybyłych. Oczywiście ojciec Thora zaśmiał się głośno i mocno
wyściskał na powitanie.
- I odrzucić zaproszenie mego syna, na spędzenie wspólnie świąt..? Co to to nie! - wypalił król Asgardu.
- Matko, bracie - zawołał radośnie i wyściskał ich mocno. Tak mocno, że normalnego człowieka mógłby udusić.
Jednak
widziałam na twarzy kłamcy wyraz nie zadowolenia i to jak pomrukiwał
pod nosem. Czyli mimo, iż przeszedł na dobrą stronę, to i tak nadal nie
znosił Thora za to że ojciec wyróżniał. Westchnęłam uśmiechnięta i
wstałam od stołu i zaniosłam pusty już talerz do kuchni, a psa
zaprowadziłam do pokoju, gdzie już pobiegł do mojego łóżka, na którym
się położył i zwinął w kłębek. Jak widać był super grzeczny, więc na
spokoju zostawiłam go samego u siebie.
Następnie wróciłam się do
sali, gdzie byli wszyscy goście i ponownie podeszłam do stołu. Tym razem
chciałam wziąć poncz, a potem z pełnym kubkiem wyszłam na balkon. Tak
przyglądałam się gwiazdom, kiedy zobaczyłam spadającą gwiazdę. Od razu
opróżniłam kubeczek, łącząc dłonie i mocno zamknęłam oczy.
- Życzę
sobie, aby mój drugi chłopak nie był takim palantem - powiedziałam
cicho do siebie, po czym ponownie otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po
wszystkich stronach, upewniając się czy nikt nie podsłuchiwał. W
prawdzie byłam już za stara, aby wierzyć w takie rzeczy, ale byłam po
prostu zdesperowana. Kiedy się upewniłam, że nikogo nie było... to
westchnęłam i spojrzałam w nocne niebo. To chyba oznaczało tylko
jedno... że jestem na samym dnie, że zaczęłam wierzyć w to, że spadające
gwiazdki spełniają życzenia. Wtem patrząc na gwieździste niebo, z
jakiegoś powodu pomyślałam o Lokim. Nie wiem czemu, ale z jakiegoś
powodu, nie był mi obojętny. Nawet kiedy był super łotrem, ale jakoś nie
umiałam traktować go jak wroga. Kiedy na niego patrzyłam, to czułam
jakbym patrzyła się w lustro. A potem gdy stał się dobrym człowiekiem,
zaprzyjaźniłam się z nim. Tak bardzo, że poczułam do niego coś więcej.
Jednak nie widziałam tych... znaków, co mogło oznaczać że nie jest
jednostronne. Dlatego odpuściłam i wtedy.... no właśnie. Pojawił się
Thomas. Teraz żałowałam tego, że w ogóle zostałam jego dziewczyną i to
cieszę się, że zerwałam z nim. Teraz zastanawiałam się co robić, aż
usłyszałam za sobą szczekanie.
Zaskoczona spojrzałam się za
siebie, gdy ujrzałam Bhilgi'ego, który wyglądał jak skory do zabawy.
Mocno się zdziwiłam tym, ponieważ zostawiłam go u siebie w pokoju, gdzie
sobie drzemał i zamknęłam za sobą drzwi. Więc powstaje pytanie... jak
się tu dostał?
- Bhilgi co tu robisz? Miałeś spać u mnie w pokoju -
powiedziałam trochę zaskoczona i szybko podeszłam do zwierzaka. Jednak
czułam, że był jakiś dziwny, no i ta aura. - Chodź piesku -
powiedziałam kucając i sięgnęłam ręką.
Wtem przyjrzałam się jego
oczom, które ku memu zdziwieniu były szmaragdowe, a nie piwne. Kiedy się
zorientowałam, że to nie był mój pies było już za późno. Nagle
nastąpiła nie groźna eksplozja i zielony dym otoczył mnie tak, że
niczego nie mogłam widzieć. Pisnęłam ze strachu, gdy poczułam jak czyjeś
ramiona, które nie wiadomo skąd oplotły mnie w pasie i czułam że ktoś
mnie podnosi.
- Niespodzianka - nagle usłyszałam czyiś szept w
uchu. To mnie jeszcze bardziej zszokowało, gdy zorientowałam się do kogo
należał. Kiedy dym opadł mogłam potwierdzić swoje przypuszczenia.
Okazało się, że to był Loki we własnej osobie, który w tej chwili
trzymał mnie w swoich ramionach i patrzył się na mnie ze swoim
wszędobylskim uśmieszkiem.
- Co ci odbija Loki!? - krzyknęłam
zdenerwowana. To że od paru godzin jestem singielką, nie oznaczało tego,
ktoś może się ze mną spoufalać od tak. No ludzie. Chodź z drugiej
strony, poczułam jak w moim żołądku latały motylki. Całkiem sporo.
-
Powiedzmy, że jestem spełnieniem twojego życzenia Ivy - oznajmił
zmysłowym tonem, a ja się zarumieniłam ze wstydu. A to drań!
Podsłuchiwał mnie kiedy wypowiadałam życzenie!
- A skąd możesz wiedzieć, że nie mam faceta! - krzyknęłam jeszcze bardziej pretensjonalnie.
-
Wieści szybko się rozchodzą - westchnął cały zadowolony i zrobił coś
czego jak widać się nie spodziewałam. Nasze usta zjednały się w bardzo
długim i namiętnym pocałunku. Z jednej strony nie miałam pojęcia co
robić, ale z drugiej strony... to było spełnienie moich marzeń. Ale skąd
mam wiedzieć, że nie okłamuje mnie?
- No no no... widzę, że
księżniczka znalazła swojego księcia - nagle usłyszałam o dziwo głos
Pauli, Nagle kontem oka zobaczyłam też nie daleko nas, stała ona w
towarzystwie Thora i swego wuja i całej reszty, która patrzyła się na
mnie z wielkimi szczenami. Oczywiście po za moim ojcem, której mina
wyraźnie wskazywała, że jest zły.., a raczej wściekły. Wtem się
oderwałam i patrzyłam na nich kompletnie zażenowana.
- Możecie mi wyjaśnić, o co tu biega!?
*Paula*
W końcu Steve wyniósł mnie na balkon .
-Steve chodźmy stąd. Zimno tu jest-powiedziałam i chciałam wyjść ale ponownie mi na to nie pozwolono .
-Wiesz co wisi nad nami??-zapytała a ja spojrzałam na niego zdziwiona a następnie spojrzałam do góry i ujrzałam jemiołę!!
-I co teraz???-zapytałam
-To-odpowiedział
i nagle nasze usta się złączyły w długim i namiętnym pocałunku. Gdy się
od siebie oderwaliśmy spojrzałam mu ze smutkiem w oczy.
-Dlaczego to robisz??? Przecież wiesz że po nowym roku wyjeżdżam -powiedziałam ze łzami w oczach.
-Właśnie dlatego chce żebyś została...Nie mogę bez ciebie żyć -powiedział ale...
-Nie mogę zostać...Kto się zajmie dziadkami-powiedziałam i odeszłam płacząc.
Kocham go ale nie wyobrażam sobie związku na odległość. Pobiegłam do swojego pokoju z płaczem po drodze mijając Pepper i Tonego.
Weszłam
do pokoju i mimowolnie zsunęłam się po ścianie. Nagle usłyszałam jak
otwierają się drzwi a do mojego pokoju weszła Pepper.
-Kochana dlaczego płaczesz???-zapytała się i mnie przytuliła.
-Pepper...Powiedz mi dlaczego mi nigdy się nic nie układa...-powiedziałam płacząc
-Słonko...czasami
tak jest w życiu że przez długi czas nic nam nie wychodzi a gdy już
chcemy się poddać zdarza się coś pięknego i uświadamiamy wtedy sobie to
że na tym polega całe nasze życie. I że nie wolno nam się
poddać-powiedziała do mnie.
-A teraz powiedz co się stało...Coś ze Stevem???-zapytałam
-Ja go kocham Pepper... To się stało
-powiedziałam
-I co w tym złego??-zaśmiała się
-To że po nowym roku wyjeżdżam i będę o nim myśleć że go kocham,ze mogłam zostać a ja muszę wrócić rozumiesz!-krzyknęłam
-Słonko
twoi dziadkowie są dorośli poradzą sobie... A poza tym są
telefony,laptopy moglibyście się spotykać np. Na fb a ja jestem pewna że
Steve by cię nie zdradził...-powiedziała a ja usłyszałam
wibrację.Spojrzałam. Na telefon na którym widniał duży napis babcia.
-Odbierz -powiedziała Pepper i usiadła na łóżku.
Otarłam łzy i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo??-zapytałam
-Hej
słonko!! Wszystkiego najlepszego ci życzymy razem z dziadkiem żebyś
była zdrowa,szczęśliwa,żebyś odnalazła miłość życia i wszystkiego ci
najlepsze-powiedziała uradowana babcia
-dziękuje babciu i nawzajem-powiedziałam ocierając łzy.
-Hej kotku coś się stało??-zapytała
-Nie babciu nic -odpowiedziałam jej
-Wiesz
co Paula od dłuższego czasu zauważyliśmy razem z dziadkiem ze nie
jesteś szczęśliwa u nas... Nowy York to twój dom a nie Kanada. więc
zdecydowaliśmy ze zostaniesz w NY-powiedziała nagle babcia a ja nie
mogłam w to uwierzyć
-Babciu nie! A kto się wami zajmie -zapytałam
-Amy będzie do nas wpadała a poza tym jesteśmy dorośli i damy sobie radę-powiedziała
-Babciu tak ci dziękuję!!Tak bardzo was kocham-krzyknęłam
-My ciebie też do zobaczenia-powiedziała Babcia
-Do zobaczenia...-Odpowiedziałam jej.
Spojrzałam na Pepper która siedziała i przyglądała mi się.
-A
więc...ZOSTAJE!!!-krzyknęłam i razem zaczęłyśmy piszczeć skakać i się
przytulać. Szybko pobiegłam na dół ale nikogo nie zastałam. Poszłam wiec
na balkon a to co tam zobaczyłam przeszło moje myśli. Ivy całują a się z
Lokim. Widzę ze szybko sobie znalazła pocieszenie.
-Widzę ze księżniczka znalazła swojego księcia-powiedziałam uśmiechając się.
Nagle poczułam czyja dotyk na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Tonego. a za nim Thora
-Możecie mi wyjaśnić o co tu chodzi?!!-krzyknęła Ivy. Nagle zobaczyłam ze wszyscy goście się zbiegli.
-A oto że zostaję w NY!!-krzyknęłam a Ivy do mnie podbiegła i się przytuliłyśmy.
-Naprawdę zostajesz??-usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Steva.
-Naprawdę-powiedziałam z uśmiechem i podbiegłam do niego i go pocałowałam.
-Widzę ze nie tylko na znalazłam księcia -zaśmiała się Ivy i przytuliła do Lokiego.
-Teraz już wiesz jak to jest-powiedział Tony do Furyego który był cały czerwony ze złości od patrzenia na Ivy i Lokiego.
*Ivy*
To była świetna nowina. Paula zostaje z
nami i to na zawsze. Teraz gdy patrzę na to wszystko z innej
perspektywy, to nawet chciałam, aby Paula została tu. No i przy okazji
będę miała nową przyjaciółkę. Nie to żebym nie lubiła Wdowy. Jest spoko,
ale za stara aby bawić się z takim bachorem jak ja. Coś czułam, że z
Paulą będę się zarąbiście bawić.
- To rewelacja! Trzeba to oblać! -
krzyknął Stark i gestem ręki zaprosił gości na salę. Ja patrzyłam sie
na szczęśliwą siostrzenicę Starka w towarzystwie kapitana.
Niespodziewanie poczułam, jak ktoś (A ja już wiem kto) obejmował mnie w
pasie i musnął mnie w policzek.
- Wesołych świąt... Ivy -
wyszeptał kłamca, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Widząc jego
szmaragdowe tęczówki oczu, poczułam się wręcz onieśmielona a na mojej
twarzy poczułam rumieniec.
- Wesołych świąt - powiedziałam nie śmiało i widziałam jak czarnowłosy mag powoli zbliżał swoją twarz do mojej i zamknął oczy.
Wiedziałam,
że chciał mnie ponownie pocałować, więc mu pozwoliłam. Jednakże nagle
zauważyłam jak ktoś mnie odepchnął, a kłamca zniknął. Kiedy spojrzałam
na szybę okienną, zobaczyłam jak ojciec trzymając za gardło
zielonookiego, przytwierdził do "ściany" i celował w niego z pistoletu.
Od razu podeszłam do faceta w płaszczu, cała zszokowana.
- OJCZE!
CO CI KURNA ODBIJA! - krzyknęłam łapiąc za rękę, w której trzymał czarny
pistolet. Chciałam go zabrać, lecz on był silniejszy. Ale próbować
zawsze warto.
- Ivy nie takim językiem! - powiedział stanowczo i
spojrzał na mnie gniewny spojrzeniem, po czym skierował wzrok na
podduszanego boga kłamstw. Jego spojrzenie nabrało wręcz morderczego
wyrazu. - Nie powinieneś był się zbliżać do mojej córki, żmijo -
wysyczał przez zęby, a jego palec na cynglu zaczął drżeć. O BOŻE! jeśli
czegoś nie zrobię, to on go zabije. Jednak na twarzy Lokiego widziałam
typowy dla niego uśmieszek rozbawienia.
- Chcesz mnie zabić..?
Proszę bardzo - czarnowłosy prychnął ochryple i chciał sprowokować ojca,
by strzelił. Po chwili jego szmaragdowe spojrzenie skierowało się na
mnie. Patrzył się na mnie z nadzieją i błyskiem w oku. - Ale niech Ivy
zdecyduje czy mam się do niej zbliżać, czy nie - dodał po chwili. Po
chwili widziałam jak tata w napływie wściekłości pociągnął za spust.
-
NIE! - krzyknęłam wściekła i w ostatniej chwili wyrwałam rewolwer i
odepchnęłam rodzica. Strzał nie nastąpił, ale nigdy nie wiadomo co by
było. Od razu objęłam Lokiego swymi ramionami.
- IVY! Dlaczego go bronisz! Przecież to..! - wrzasnął zły na mnie. Widać, że ten widok go drażnił.
-
Daj mu chodź na ten dzień spokój co!? - odkrzyknęłam jeszcze bardziej
wściekła, a w przepływie adrenaliny przypomniałam sobie, co mi
powiedział Tony w siedzibie Dr. Strange. Od razu chciałam powtórzyć jego
cytat - Fakt był zły, ale to już przeszłość. A święta są po to, aby
wybaczać błędy. Nawet takie które popełnił on.
- Co ty pleciesz dziecko!? Przecież wiesz że...
- Nie obchodzi mnie to. Są święta i tego dnia powinno się wybaczać.
- Tak jak to zrobiłaś z Thomasem? - spytał nagle ojciec z sarkazmem.
-
Wiesz jaka jestem, kiedy się wściekam! - odpowiedziałam mu krzykiem i
nadymałam policzki ze złości. Po czym dodałam nagle - A po za tym,
mojego byłego w to nie mieszaj!
- Ekhem! Mogę coś powiedzieć!? -
nagle wtrącił się mag, który ledwo mógł przemówić. Oboje spojrzeliśmy
się na niego zdziwieni, a jego mina nabrała powagi. Opierając się o
mnie, ustał na nogach przez chwilę. - Fury. Rozumiem, że martwi się pan o
swoje jedyne dziecko i rozumiem. Jednak Ivy jest już dorosła i sama
powinna decydować o tym z kim ma być. Po za tym... - przemówił
czarnowłosy i zrobił przerwę na złapanie oddechu.
- Po za tym... co!? - powiedział zdenerwowany ojciec.
-
Pańska córka nie była mi obojętna - I tu mnie zszokował. Diametralnie.
Ja też mu nie byłam obojętna!? W prawdzie on nie był mi obojętny od
pierwszego spotkania, lecz ja nie zauważyłam tych... "znaków". Ojciec
momentalnie podniósł prawą brew zaintrygowany jego słowami.
- Co proszę!?
- To co pan usłyszał.
-
Więc jak? Dasz mu spokój? - spytałam trochę zmartwiona. Myślałam że
ojciec zrobi inaczej, ale ponownie mnie zaskoczył. Tatko się wyluzował
trochę i schował broń. Jednakże nadal patrzył się na maga sceptycznym
spojrzeniem.
- Dam. Ale skąd mam wiedzieć, że ten goguś cie nie skrzywdzi - spytał się mnie, a ja mu puściłam oczko.
- Spoko tatku. Jak coś się stanie, to wiesz na co mnie stać - powiedziałam uśmiechnięta.
-
A po za tym, obowiązuje prawo Asgardu które nakazuje mężczyznom
traktowania kobiet wręcz po królewsku. Inaczej spotkała by mnie kara,
gdybym tego prawa nie dopełnił - dodał nagle Loki. Nawet nie wiedziałam,
że obowiązuje takie prawo tam!? Na ziemi przydałoby się takie prawko
wprowadzić. Od razu byłoby lepiej.
- Hehehe! masz szczęście Loki,
że dziś są święta i mam "dobry" humor. Więc dziś odpuszczę twemu
kochasiowi. Jednakże będę mieć na niego oko - oznajmił na wychodnym, po
czym skierował się do sali. Nagle się zatrzymał i po raz ostatni się na
nas spojrzał - Tylko tam grzecznie... bo inaczej - dodał z lekkim
uśmieszkiem i zniknął w tłumie ludzi. Nagle spojrzeliśmy na siebie. Ja
onieśmielona, a on ze swoim zawadiackim uśmieszkiem.
- Na pewno
chcesz ze mną chodzić? - spytałam trochę zażenowana, a na swojej twarzy
poczułam ciepło. Loki tylko zachichotał pod nosem.
- Przynajmniej
nie będzie z tobą nudno - zaśmiał się po czym, objął mnie ramieniem i
oboje śmiejąc się wróciliśmy do gości na zabawę. Tym razem mogłam
cieszyć się ze świadomości o tym, że mam chłopaka, który mnie nie
zawiedzie.
Ludzie mówią, że Gwiazdka to magiczne święto
w roku. Ja wiem że w połowie jest to prawda, ale kłamstwo również.
Świąteczna magia istnieje, lecz to ty musisz sprawić, żeby święta były
wyjątkowo przepełnione tą magią. Wystarczy tylko mieć chęci i radość.
Jestem
Ivy Stone i jestem wdzięczna Pauli za to, że pomogła mi uświadomić tę
starą prawdę. Wystarczy tylko mieć nawet najmniejsze chęci, a święta
stanął się wyjątkowo magicznym dniem w roku.
Donald Gill - Prawdziwa tożsamość Blizzarda. Jednakże było ich trzech.
Bhilgi - W kreskówce Avengers Assamble Thor miał stwora o takim imieniu.
Mam nadzieję że One Shot wam się spodobał i życzę wszystkim wesołych świąt